czwartek, 31 października 2013

Krótka wizyta w Tajlandii. Fotorelacja.

Pojechałam na kilka dni do znajomej do Tajlandii i już na wstępie muszę powiedzieć wszystkim, którzy planują podróż do tego kraju- nie jedźcie na krócej niż trzy tygodnie. Ja zobaczyłam tylko Bangkok i strasznie żałuję, że nie wybrałam się na jakąś wyspę lub do rezerwatu, gdzie można sobie pogłaskać małe tygryski T_T.
No ale wycieczka i tak była mega, a to wszystko dzięki Pannie Sz.- wielkie buziole!
Większość zdjęć robiłam aparatem, ale jest kilka trochę gorszej jakości zrobionych komórką, za co przepraszam. W każdym razie zapraszam do oglądania fotek ;)



Wylatując z Inczonu. 


Piętrowe domy Tajów. Na parterze w większości prowadzone są np. sklepiki, różnego rodzaju usługi, czy restauracje, w których na pewno niczego bym nie tknęła.

Spacerując sobie ulicami Bangkoku, co jakiś czas można się natknąć na pięknie zdobione świątynie.

W taksówce zwracajcie uwagę na to, żeby pan włączył licznik. Ja oczywiście już na dzień dobry zapłaciłam za dużo, ale potem już zawsze jeździłyśmy z włączonym licznikiem.

Sama czystość i higiena! Sanepid tu nie ma wstępu.

Świeże, pyszne i obrane owoce za grosze <3

Może na Shishę?

Słodziaczek~~

Pad Thai- Smażony makaron z kawałkami kurczaka, kiełkami, orzeszkami, trawą cytrynową i limonką.

Tom Yum Gun- Słono-kwaśno-ostra zupka z krewetkami i różnościami, które nie wiem jak się nazywają. Mnie najbardziej smakowało Curry z kurczakiem, ale nie wiem dlaczego nie zrobiłam zdjęcia o.O

Zrobią ci pranie za 3zł za kilogram.

Na każdym kroku spotkać można było bezpańskie psy i koty. Wszystkie były bardzo łagodne. 

Tutaj idziemy sobie 'wziąć' łódkę- jeden ze sposobów komunikacji. Przejazd na drugą stronę rzeki kosztował z tego co pamiętam 3 baty, czyli 30 groszy.


Kolejny piesek urwał sobie drzemkę na przystanku 'łódkowym'  w upalny dzień

Na przystanku było kilka sklepików z owocami napojami itp. Dzieci pracujących tam rodziców bawiły się, a niektóre odrabiały lekcje na ławkach dla czekających na łódkę pasażerów.

Siesta time? ;)

Świątynia Wat Arun. 







Moje ulubione!



Mnich bawiący się swoim smartfonem ;)











Świątynia Wat Pho z ogromnym leżącym Buddą. Jest również znana, jako miejsce narodzin tradycyjnego masażu tajskiego.


Paluszki Buddy xD
Posąg ma 15 metrów wysokości i 45 metrów długości.





Prócz zwykłych taksówek, można się przejechać również takim pojazdem. Jest też taka opcja jak 'motor-taxi', dzięki której można ominąć korek.



Sajgonki! Jedna za złotówkę~~

No i masaż stóp. Coś rewelacyjnego! My byłyśmy na godzinnym masażu, co nas kosztowało
całe 10 zł! Wymasowali mi całe nogi, po czym na koniec powyginali mi wszystkie kończyny i do dzisiaj
mnie wszystko boli xD

Khao San Road- uliczka, na której można tanio zjeść, zrobić sobie masaż, kupić wszelkiego rodzaju pamiątki, ubrania, zrobić dredy, tatuaż a nawet zrobić sobie lewą legitymację ;) 

Zakochałam się w tutejszych owocach! 


Może i jestem wieśniara, ale po raz pierwszy jadłam mangostan i jest rewelacyjny!

Orzeszki przypominające smak jadalnych kasztanów, zamknięte w niebanalnej skorupce ;)

Nie pamiętam co to było. Ale mangostan w środku wygląda jak czosnek XD omomomom

Grill u znajomej na tarasie. Niestety szaszłyki dla mnie całkowicie niejadalne T_T

'Cyknięte' w łódce. 


Soi Cowboy- ulica rozpusty xD Przed barami spotkać można rozebrane do bielizny Tajki pełniące rolę
pań do towarzystwa. Ich 'towarzyszami' byli przeważnie biali panowie z zagranicy. Dodam, że było tam pełno starszych dziadków, którzy już ledwo chodzili, ale na panienki to jak najbardziej. Obleszka ;(

Najpiękniejszy owoc świata! Takie kiwi, tylko nie jest kwaśne! 

W Tajlandii mają dobre masło i jogurt naturalny bez dodatku cukru! Ale wchodziły co rano!

W każdym tajskim domu znajduje się taka 'Spirit House', gdzie Tajowie zapalają kadzidełka,
kładą owoce, napoje (zawsze widziałam czerwoną fantę xd) itp. Takie miniaturowe domki znajdują się nie tylko w domach, ale też w  firmach, hotelach itp. Tajowie wierzą, że duchy/dusze zasługują na lepsze miejsce niż domy, w których mieszkają ludzie. Wierzy się również w to, iż przebywające w ów domkach duchy strzegą ich przed nieszczęściami.


Ogólne podsumowanie.
Pojechałam do Tajlandii nie wiedząc o tym kraju nic (nadal wiem nie za wiele), dlatego ten wpis to moje bardzo subiektywne spostrzeżenia.
Po pierwsze, spodziewałam się mega upału, tym czasem było tam mniej więcej tak, jak w Korei latem.
Jest strasznie brudno i w wielu miejscach śmierdzi. O ile będąc na wycieczce da się to znieść, to nie wyobrażam sobie, abym mogła tam mieszkać na stałe. Wszędzie mrówki, nie możesz spokojnie zjeść, bo pchają ci się do talerza. Na szczęście nie udało mi się zobaczyć legendarnych ogromnych karaluchów.
Ludzie wydają się być bardzo sympatyczni i pomocni. Jak zgubiłyśmy siatkę z zakupami, to poszłyśmy do 7 eleven zapytać, czy przypadkiem tam nie została. Pracownicy sklepu najpierw przeszukali cały sklep, po czym zaprowadzili nas na magazyn, żeby pokazać nagranie z kamer. W Polsce by się cała akcja ograniczyła do "nie widziałam żadnej siatki". W każdym razie siatki nie znalazłyśmy, ale śmiechu przy oglądaniu nagrania było, no i miłe zaskoczenie przejęciem i pomocą ze strony Tajów. ;)
W toaletach zawsze jest kranik do podmycia sobie tego i owego. O ile to dobra alternatywa dla bidetu, to fajnie by było, jakby w toaletach był papier. Oczywiście w toaletach publicznych (przynajmniej w tych, w których ja byłam) był papier, ale podejrzewam, że w wielu miejscach ludzie posługują się po prostu ręką xD.
Kraj, który miejscami wygląda jak jakieś slamsy, ma o miliard razy lepsze drogi, autostrady i komunikację miejską niż Polska.
Przyzwyczajona do wysokich cen w Korei byłam mile zaskoczona, że za grosze można dobrze zjeść, wypić i porobić coś fajnego. W Korei przykładowo za cztery jabłka liczą sobie czasami po 30 zł, tymczasem w Tajlandii mogłam się przez cały pobyt obżerać pysznymi (nie to co w Korei) owocami cały czas. Tani transport, na różnych straganach można kupić ubrania w śmiesznych cenach. Najwięcej wyniósł mnie bilet. Sam tygodniowy  pobyt w Tajlandii kosztował mnie mniej niż 'nierobienie' niczego w Seulu.
Mimo iż rzekomo prostytucja w Tajlandii jest nielegalna, jest to jeden z najlepiej rozwiniętych pod względem sex-turystyki kraj na świecie. Na Soy Cowboy czy Pat Pong można zobaczyć mnóstwo dziadziusiów przechadzających się za rączkę z półnagą atrakcyjną, młodą Tajką (lub Tajem, haha taki myk). Jak dla mnie najobleśniejszy widok na świecie! :( Przez ulicę nie da się spokojnie przejść bo na każdym kroku zagadują cię: "Ping pong show? Ladies can see too!". Jakoś nie skusiłam się na show, gdzie kobitki strzelają piłeczką ping pongową z pochwy. Były jeszcze inne atrakcje! Palenie papierosa, wyciąganie łańcucha choinkowego czy pisanie "Amazing Thailand", to tez oczywiście za pomocą 'wadżajny'. Cyrk na kółkach, a za zwierzęta robią młode kobiety i to za grosze. Jak dla mnie, to to trochę smutne, ale cóż~ biznes się kręci.

Następnym razem uderzam w wyspy i tę bardziej dziką stronę Tajlandii. Na pewno jeszcze tam wrócę;)

Pozdrawiam serdecznie, buźka, J.